- fenomenologia dell’arte contemporanea / transizione energetica
- transizione ecologica / economia circolare
- Sublimazione – 2021
- Rhizomes – cm 30×30 – 2021
- Longo – 2022 / 2023
- photovoltaic cells cycle – 2021 – cm 90×70
- Razor Blade cycle – 2020 – 2021
- Solar Panels Cycle – 2018 – 2020 – 2021
- THE GOLDEN HOUR – 2017-2019
Vertical Claustrophobia (2007) – cm35x100
Reviews
The Mark as Catharsis in the Work of Marco Angelini
Iron, aluminum, paper, cellophane, foam, nails, screws, audio tape, film reels. These are the recycled materials the artist dialogues with upon two dimensional surfaces.
He employs a vertical, contained space that catches our attention and
[ Read more ]The Mark as Catharsis in the Work of Marco Angelini
Iron, aluminum, paper, cellophane, foam, nails, screws, audio tape, film reels. These are the recycled materials the artist dialogues with upon two dimensional surfaces.
He employs a vertical, contained space that catches our attention and gives expression according to a rythmic scanning determined by these upright spaces, repeatedly suggested in the uniform verticality of each canvas.
This is one constant that cannot, therefore, be minimalized and that rather acquires a precise connotation in the creative process of Angelini, allowing him to relate again and again to a space he has already visited, but approaches in a different way each time. The limits are defined, identifiable, and within that specific perimeter the artist expands and explores his vision.
He essentially creates a niche in which to move with freedom, without discretion, aware of being able to get lost boldly, coming closer to the various materials and finding solutions that correspond uniquely to their essence.
This, as with each work, is imposed on the artist, soliciting the random emergence of intentionally created marks upon marks. Still, there are no bangs or explosions here, this is not chaos. On the contrary, the space maintains an internal order that waits to be broken in order to give sense.
The heterogeneous surfaces are destined to evolve naturally and give way to new expressive possibilities. The drafting of colors become monochromatic backdrops and, interacting, vibrate, reflect, close, and hide, creating the conditions for possible emersion of marks that connote the existential perception of the artist.
The spots of color, the drippings, the viscousness of the glue, the corrosiveness of the rust become such transgressive inputs, evident symptoms of the need to unhinge. The ordered paging contradicts the intention of breaking the chromatic equilibrium of the materials to register their own suggestiveness on the surface as tangible marks, against any approval and current cultural flattening of his uniqueness.
His lines do not lead or indicate but act as paths that lead in different directions. They render the surface the title of the piece, suggesting a visual perception or emotional impact, and allows us to decode them only in part.
The unidentified meanings and undeclared contents remain unresolved, enveloping the works. And not randomly, Angelini wraps his works in cellophane, a subtle diaphram betweeen the inside and the outside, between that which remains and that which quickly gets consumed.
This is the final act of a creative process intent on preserving it, undamaged, without external contamination or possible alterations, thus completing the piece. The only mutations the artist seems to allow are, if any, those endogenous ones, products autonomously of the same work, that become protagonists of his making.
Angelini’s packaging reveals an element of strong connotation, but this is the maximum amount that he lets us identify his pursuit, that by which he recycles materials, assembles them to intervene with pigment, powder, glue and whatever else, transmuting into catharsis.
Critical essay by: Ida Mitrano
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Il segno come catarsi nell’opera di Marco Angelini
Ferro, alluminio, carta, cellophane, polistirolo, chiodi, viti, nastri di registrazione, pellicole fotografiche. Materiali, per lo più riciclati, con cui l’artista dialoga entro una superficie che rimane fondamentalmente bidimensionale.
Uno spazio contenuto, rigorosamente verticale, che cattura la sua attenzione e lo induce ad esprimersi secondo la scansione ritmica determinata dal ripetersi della verticalità, continuamente riproposta dal formato delle sue opere.
Una costante che non può, dunque, essere minimizzata e che acquisisce invece una precisa connotazione nel processo creativo di Angelini, consentendogli di rapportarsi ogni volta ad uno spazio già sperimentato, riconoscibile ed identificabile come perimetro psicofisico al quale affidare i segni del suo agire.
Una “nicchia” in cui muoversi con libertà, senza pudori, consapevole di poter persino osare, accostando materie diverse e cercando soluzioni che corrispondano unicamente alla propria necessità interiore.
Questa, al di là di ogni intento progettuale, s’impone anche all’artista stesso, sollecitando l’emersione casuale di segni tra segni volutamente tracciati. Tuttavia, non c’è stridore, né esplosione. Non c’è caos. Al contrario, lo spazio conserva un ordine interno che attende fortemente di essere trasgredito per acquisire senso.
Le superfici polimateriche - nel tempo destinate a diversificarsi per individuare nuove possibilità espressive - e le stesure di colore si caratterizzano come quinte monocromatiche e, interagendo tra loro, vibrano, riflettono, chiudono, nascondono, creando in tal modo le condizioni per una possibile emersione di segni che connotano la realtà esistenziale dell’artista.
Le macchie di colore, le sgocciolature, la vischiosità della colla, la corrosività della ruggine diventano così input trasgressivi, sintomi evidenti della necessità di scardinare l’impaginazione ordinata, di contraddire l’intento progettuale, di rompere l’equilibrio cromatico delle materie per registrare la propria soggettività sulla superficie come segno tangibile, contro ogni omologazione ed appiattimento culturale odierno, della sua unicità.
Segno che non si configura però come gesto, pur se ne è la risultante, per tradursi invece in tracciati che percorrono, in vario modo, la superficie e che il titolo del quadro, suggerito dalla percezione della visione o dall’impatto emozionale con essa, consente solo in parte di decodificare.
Restano i significati non identificati, i contenuti non dichiarati, non risolti, che tuttavia l’opera racchiude e che, non a caso, Angelini avvolge con il cellophane, diaframma sottile tra il dentro e il fuori, tra ciò che rimane e ciò che si consuma velocemente.
Atto finale di un processo creativo teso a protagonista conservare integra, senza contaminazioni esterne o possibili alterazioni, la molteplicità di senso dell’opera. Le uniche mutazioni che l’artista sembra consentire sono semmai quelle endogene, prodotte autonomamente dall’opera stessa, che diviene così del suo farsi.
Il packaging di Angelini si rivela così un elemento di forte connotazione, la cifra che consente di identificare immediatamente la sua ricerca, dove riciclare materiali, assemblarli per poi intervenire con pigmenti, polveri, colle e quant’altro, si trasmuta in catarsi.
Ida Mitrano
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
The Mark as Catharsis in the Work of Marco Angelini
Żelazo, aluminium, gwoździe, śruby, taśmy magnetofonowe, klisze fotograficzne, papier, pianka. W obrębie dwuwymiarowej powierzchni artysta prowadzi dialog za pomocą recyklingowanych materiałów. Surowe, oszczędne płótna przykuwają uwagę. Te wyłącznie pionowe płaszczyzny, podkreślone dodatkowo przez format prac, powtarzają się rytmicznie. Powracający element pionowości nie może zostać zmarginalizowany, przeciwnie, nabiera on szczególnego znaczenia w procesie twórczym i pozwala artyście ustosunkować się za każdym razem do przestrzeni.
Granice owej powierzchni, która staje się subiektywnym wrażeniem, miejscem, gdzie artysta odciska ślad, są rozpoznawalne i określone. Artysta wykuwa bezpieczną niszę, w której swobodnie się porusza, przybliża i łączy różne materie, szuka rozwiązań wypływających z jego wewnętrznych potrzeb. W tym procesie tworzenia, spod znaków celowo nakreślonych wyłaniają się nieoczekiwanie nowe znaki. Nie ma tutaj jednak zgrzytów, wybuchów, chaosu. Przeciwnie, przestrzeń zachowuje wewnętrzny porządek, który w poszukiwaniu sensu usilnie dąży do rozpadu.
Heterogeniczny obszar ulega naturalnej ewolucji i otwiera nowe możliwości ekspresji. Monochromatyczne warstwy kolorów wchodzą w interakcje, wibrują, odbijają, zamykają, chowają przygotowując w ten sposób grunt dla prawdopodobnego wynurzenia się na powierzchnię znaków, które kodują percepcję rzeczywistości artysty. Plamy kolorów, zacieki farb, lepkość kleju, korozyjność rdzy stanowią transgresywny input, są przejawem silnej potrzeby wyjścia z zawiasów. Spod uporządkowanej struktury przebija chęć przełamania równowagi monochromatycznej materii, zaznaczenia własnej subiektywności w postaci namacalnego znaku, na przekór wszechobecnej unifikacji i spłyceniu kultury.
Wytyczone linie nie prowadzą ani nie wskazują lecz jak ścieżki biegną w różnych kierunkach. Sprawiają, że powierzchnia staje się tytułem dzieła. Sugerują jej percepcję i włożony ładunek emocjonalny, ale pozwalają jedynie na jej częściowe dekodyfikowanie. Pozostają jednak niewyjaśnione znaczenia, niewypowiedziane treści. Nie bez przyczyny Angelini owija swoje prace celofanem, delikatną diafragmą oddziela wnętrze od części zewnętrznych, trwałe od nietrwałego, próbując zachować wielotorowość i wieloznaczność dzieła. Jedyne zachodzące mutacje na które artysta wydaje się przyzwalać mają charakter endogenny, są produktem przemiany materii samego dzieła. W ten oto sposób dzieło staję się bohaterem w procesie własnego powstawania.
Packaging Angeliniego okazuje się elementem o silnej konotacji, pozwalającym natychmiast zidentyfikować prace artysty. Przetworzona materia poddana działaniu pigmentu, pyłu, kleju przemienia się w katharsis.
Critical essay by: Ida Mitrano
[ Read less ]